Dziś dziewiąta rocznica śmierci Papieża Polaka. Franciszkańska 3, to tam dzisiaj tłum wiernych pomodli się za duszę Jana Pawła II. A ja podzielę się z Wami moimi wspomnieniami.
Pamiętam jak dziś. Była godzina 21:37, kiedy smutna wiadomość obeszła świat w jednej chwili. Dwa dni później, 4 kwietnia, znajomi moich rodziców zaproponowali wyjazd do Rzymu na pogrzeb papieża. Bez wahania, z mamą zdecydowaliśmy się jechać i o 18:00 byliśmy już gotowi do drogi.
Podróż trwała noc i dzień. Do Rzymu dojechaliśmy 6 kwietnia o 00:09. Zatrzymaliśmy się u cioci znajomego na Via Padova 6. Szybkie przemycie twarzy po prawie 30-godzinnej podróży i ruszyliśmy w drogę, na plac świętego Piotra.
W okolice placu dotarliśmy kilka minut po godzinie 2.00.
Okazało się, że o 2:00 przestali wpuszczać ludzi. Próbowaliśmy obejść straże różnymi sposobami. W końcu tysiące kilometrów nie na darmo przejechaliśmy.
Od dwóch dni prawie nie spaliśmy. Tylko krótkie drzemki w samochodzie. Ale atmosfera przed placem nie pozwalała nam zasnąć.
Przed godziną 5:00 doszły nas słuchy, że o 5:00 nas wpuszczą na plac św. Piotra, gdzie czekała nas jeszcze bardzo długa droga. Otworzenie bram przedłużało się. Zaczęliśmy się denerwować. Lecz około 5:30 byliśmy już w drodze do bazyliki.
Tysiące ludzi razem z nami czekało w drodze do bazyliki, żeby chociaż przez moment zobaczyć papieża i pomodlić się.
Około godziny 9:00 staliśmy przed drzwiami i czekaliśmy, aż straż papieska wpuści nas do środka.
Tam nie mogliśmy się zatrzymać ani na minutę, bo strażnicy nas poganiali.
Gdy byłem już bardzo blisko zmarłego, serce zaczęło mocniej bić, w środku działy się rzeczy, których nie da się słowami opisać. Ogromny smutek... Dosłownie sekundy to wszystko trwało. Jest to chwila, która zostanie w mojej pamięci na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz